Z natatnika marudy.
Każde lokalne czasopismo, papierowe lub internetowe, prędzej, czy później obije się o sprawę psiej kupy. My oczywiście nie będziemy się wyłamywać z tej tradycji, czyli ruszamy do dzieła 😉
Psy w mieście są. I koty, i dziki, no i ludzie pomiędzy tym wszystkim.
Po kotach nie widać – kulturalne zwierzątka zasypują starannie swoje dzieła. Po dzikach nieraz widać, nawet na chodnikach, ale nie ma tu kogo oskarżyć. Zostają psy i ich kupy, no i ich opiekunowie.
Należy sprzątać psie kupy z chodnika – to każdy wie. Z trawnika też należy sprzatnąć, by w coś potem nie wdepnąć. Po prostu: posprzątasz – nie wdepniesz – karma wraca.
Metod sprzątnięcia jest sporo, a jedną z nich to zawinięcie dzieła swojego podopiecznego do woreczka plastikowego, bo woreczki są wygodne, są w sprzedaży w rolkach, do których można dokupić pojemniczki doczepiane do smyczy. Te woreczki najczęśćiej są zrobione ze zwykłego plastiku, żadne tam biodegradowalne wynalazki. Miasto rozdaje czasem torebki papierowe, ale je trudno nosić zwinięte w kieszeni. Mi wystarczy duży liść, bo mój zwierzak jest mały. Potem, teoretycznie pakunek powinien wylądować w najbliższym śmietniku wśród zmieszanych śmieci. Tyle teoria.
Jak to wygląda w rzeczywistosci? Bywa, że opiekun zostawia nienaruszone dzieło swojego podopiecznego za sobą z różnych powodów. Najprostszym wyjaśnieniem jest, że prędzej, czy później samo zniknie. Czasem opiekun na prawdę nie może się pochylić. Czasem się nie zauważy właściwego momentu lub trudno znaleźć piramidkę w ciemnościach w trawie.
Jednak mi chodzi o inne zjawisko.

Istnieje pewien gatunek estetów, którzy mają psy pod opieką i mają rozwinięte poczucie obowiązku sprzątania po swoich podopiecznych, ale to poczucie sie kończy po zapakowaniu woreczka z zawartością. Wtedy pakunek w plastiku ląduje pod drzewem, w trawie lub na chodniku. Bywa, że takie coś znajduje się w środku lasu. No, bo przecież esteta nie będzie chodzić z psią kupą na spacer.
I tu się kończy moje zrozumienie motywacji takiego działania: lenistwo to nie jest, bo delikwent/ka się wysilił/a: zakupiono lub zdobyto plastikowy woreczek, pochylono się nad piramidką, zgarnięto ją do woreczka i… wyrzucono obok lub nieco dalej, ale nie do śmietnika. To po co ta cała operacja? Czy taka osoba uważa, że cokolwiek sprzątnęła? Już lepiej byłoby tylko kopnąć tą kupę na bok, to przyroda prędzej czy później coś by z nią zrobiła, szybciej i sensowniej, niż po opakowaniu tym plastikiem.
O ludziach napiszę innym razem 😉
2 komentarze
Lexi · 26 listopada, 2025 o 16:35
Te kupy w woreczkach na trawnikach, to niekoniecznie zasługa człowieka, któremu nie chce się wyrzucić woreczka z kupą do śmietnika…
Śmietniki nie mają zamknięcia i wrony, kawki, sroki wywlekają z nich różne śmieci w poszukiwaniu pożywienia. Czasami śmietnik jest otoczony mnóstwem odpadków, które pierwotnie trafiły tam gdzie trzeba, ale ptaki rozwlekły je w pobliżu…
Basia · 29 listopada, 2025 o 20:43
Gdyby to zjawisko pojawiało sie koło smietników, to bym sie zgodziła. Sama widziałam, jak sroka wytaszczyła ze śmietnika duży worek ze smieciami, zrzuciła go na ziemię, czego oczywiście worek nie wytrzymał i o to własnie ptakowi chodziło, by mieć dostęp do zawartości 🙂 Widziałam, jak dziki opróżniały małe śmietniki przy chodnikach. Ale niestety, to zjawisko, które opisałam pojawia się raczej z dala od smietników, a najbardziej wkurzające, jeśli się widzi takie cudo w środku lasu. Dziki tego nie ruszają, ptaki też. Dopiero, jak worek się rozleci, to może wkraczają ślimaki lub inna przyroda, o ile nie znajdą czegoś ciekawszego.
Najciekawsze zjawisko, jakie kiedyś spotkałam, to chyba z 10 lat temu, na zapleczu ul. Kusocińskiego, nad skarpą, przy spacerowym chodniku. Przy chodniku stał śnietnik, a 2-3 metry dalej stał krzak cały obwieszony woreczkami z zawartością. Tutaj ewidentnie ktoś trenował rzut woreczkiem ze smietnika. Może kiedyś znajde zdjęcie, bo pamietam, że zrobiłam.
Psychologia to bardzo skomplikowana nauka 😉
Dzięki za komentarz i pozdrowienia 🙂
Basia