Rondo im. Pana Cogito jest codziennie mijane przez dziesiątki, pewnie nawet i setki ludzi – niektórzy mijają je, przechodząc na pasach, inni przejeżdżają obok autobusem, zdarzają się przypadki, kiedy to jakiś mieszkaniec pobliskiego bloku popatrzy na nie ze swojego okna.
Być może mieszkaniec ten z nudów, czytając imię patrona tego ronda, zastanawia się, kim tak właściwie jest ten cały Pan Cogito? Jakiś pisarz, może malarz? Wybitny dowódca wojskowy? Może zapragnie poznać osobę, która patronuje tak bliskiemu – w przenośni i dosłownie – elementowi krajobrazu? Cóż, jeśli by to zrobił, to znalazłby się w elitarnej grupie ludzi, którzy mają świadomość tego, że Pan Cogito tak naprawdę nie istnieje i nigdy nie istniał (chyba, że na papierze). Pan Cogito jest tylko (a może aż) postacią literacką, stworzoną przez patrona pobliskiego Liceum Ogólnokształcącego – Zbigniewa Herberta.
Stworzona przez tego wybitnego pisarza postać jest uosobieniem rozumu, wrażliwości i moralnego kręgosłupa – symbolem człowieka, który myśli nawet wtedy, gdy świat próbuje mu to odradzić.
A więc codziennie, mijając to rondo, ludzie mijają się z myśleniem i – co jest w tym najśmieszniejsze – robią to zarówno w przenośni, jak i dosłownie.
Dla większości Rondo im. Pana Cogito to po prostu jeden z punktów na mapie, między przystankiem „Nowa Kościelna” a „Piecewską”, zbitką słów wypisanych na metalowej tabliczce.
Mimo wszystko, po głębszej refleksji dochodzę do wniosku, że jest to też trochę melancholijne – patronem tego miejsca jest człowiek, który uczył nas świadomości, a my przejeżdżamy obok jego imienia nieświadomi niczego. Chociaż może obok tego ronda przechadzają się czasami jacyś ukryci intelektualiści i – widząc imię Patrona – zdobędą się na refleksję?
Bo w końcu Herbert pisał, „idź, dokąd poszli tamci, do ciemnego kresu, po złote runo nicości – twoją ostatnią nagrodę”. No to… idź.
0 komentarzy